11.4.15

Rozmowy nieuniknione #3

Młody nam dojrzewa i niestety pojawiły sie te chwile, gdy Potomek zaczął przy kasach sięgać po to, co znajduje w zasięgu ręki.

Uwaga petitem:
Odstępy między kasami mogłyby być nieco większe. Dzieci nie miałyby wtedy szans na zrzucenie jakiegoś towaru, za który rodzice będą później zmuszeni zapłacić. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie nie byłoby poprawne handlowo... sprzedażowo, lecz, jako konsument, takie mam zdanie. W takim Kauflandzie, na przykład, są specjalne kasy, przy których nie ma słodyczy i rodzice mogą uniknąć niepotrzebnych kłótni. No ale my byliśmy w Lidlu.

Zazwyczaj Młody sięgał po małe groszki, lizaki albo batonika. Tym razem na najbliższej mu (i najniższej) półce znajdowały się owocowe prezerwatywy MONDOS w dwunastopaku...

Jesteśmy dorośli, prawda? Przecież się nie będziemy peszyć i czerwienić...

- Weźmy jeszcze to - zaczął nieśmiało Młody podając nam pudełko.
- To jeszcze nie będzie Ci, synku, potrzebne. - odparł Tatuś-Bajarz.
- Będzie - powiedział, jak zawsze przekorny, Młody. Po czym dodał - a co to jest?
- Zabezpieczenie - szybko i rzeczowo rzuciła Ukochana.
- Przed czym? - dopytywał Młody. Pudełko wciąż trzymał w ręku, a kolejka robiła się coraz dłuższa.
- Przed dziećmi - tym razem odpowiedzi znów udzielił Tatuś-Bajarz.

W tym miejscu Tatuś-Bajarz i Ukochana spojrzeli sobie w oczy i zdali sobie sprawę, że przecież Młody już czyta i bardzo szybko może tę dyskusję sprowadzić na jeszcze bardziej niezręczne tory...

- Nieprawda! - cicho wykrzyknął Młody bacznie wpatrując się w czerwone pudełko. - to jest przeciw bakteriom!
- Jedno drugiego nie wyklucza synku - powiedział Tatuś-Bajarz w głębi serca zadowolony, że właściwie nie powiedział jescze niczego niezgodnego z prawdą. Niemniej jednak kasa się już zbliżała i przyszła pora na kontratak.

- A Ty wiesz synku, jak długo trzeba potem taką bakterię myć? Normalnie całe życie...

Ukochana pogłaskała Młodego w rozczochraną czuprynę. Wprawdzie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale wyjęła mu pudełko z rąk i pokazała małą półkę pod wózkiem, na której mógł sobie usiąść.
Uśmiech na jej twarzy był bardzo zaraźny... khm... zaraźliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz